To tekst bardzo pasujący do Zduńskiej Woli, która mając wielonarodowościowe i wielokulturowe korzenie w każdym momencie podkreśla wagę tolerancji i wzajemnego szacunku.
(Trudna) miłość
W czasach postprawdy, mobbingu i wciąż modnego clubbingu potrzeba wyjątkowo żmudnego autotreningu. Niechżeżby każdy wziął sobie do serca, nawet najgorszy padlinożerca, że tylko w relacji uczuć wyższych jest krztyna nadziei dla pokoleń przyszłych. Nie trzeba brać się za orzydla, plwać, potwarzy ciskać ni kalumnii. *Po co zniesławiać, ciemiężyć słowem, ni stąd, ni zowąd uderzać młotem?
*W jakichże celach, z sardonicznym półuśmiechem, lżymy, postponujemy i nawzajem się hańbimy? Bez żenady nie darowujemy multi-kulti, pingpongistom, eksbadmintonistom, moherom, hipsterom, weganom, tancerzom breakdance. Im srożej kto przyłoży, tym większy blichtr i hucpę przy wtórze chełpliwego rechotu wiernych hołdowników zdobędzie. Słowem, człek człekowi dżumą i hejterem.
Odrzućmy obuchy i kindżały, wyzwólmy języki z kłębowiska żmij. Choćby w półuśmiechu i na jedną dziesiątą mocy przesyłowej okażmy empatię i koncyliację. Zacznijmy od na co dzień trenowanej ciekawości inności i różnorodności. Z bliźnim można się zabliźnić, bezinteresownie i nawzajem.
Rozum ludzki – pisał Miłosz – nie zna Żyda ni Greka, niewolnika ni pana. W zarząd oddał nam wspólne gospodarstwo świata. Rządźmy się nim z miłością wobec otaczających nas ludzi, zwierząt, rzeczy, idei – by nie stać się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący.
Spotykajmy się w czapeczkach czy burkach, na falafelach lub żurkach, w spódnicach albo rurkach, przy kości i ości, jednak zawsze w miłości! I wespół w zespół, by żądz moc móc wzmóc.